AFRYKA, Zambia 2008-2009

Thursday 30 October 2008

Wybory prezydenckie

Czwartek 30.10.2008 dzien wolny od pracy. Zambijczycy wybieraja nowego prezydenta. Podobnie jak w Polsce wyznaczone sa specjalne lokale wyborcze, z tym wyjatkiem ze obstawione przez wojskowych. Jednak nie kazdy ma mozliwosc zaglosowania. Potrzebna jest specjalna karta (voter's card) by moc skorzystac z tego przywileju. Wiele osob jej nie posiada. Mozna ja wyrobic, o ile dobrze sie orientuje, tylko w swoich rodzimych okregach, a malo kto ma czas i go stac by z tej okazji specjalnie sie przemieszczac.

A co do wojskowych to znow mi nie odpuscili, a nawet aparatu nie wyciagnelam ;) (chyba przyciagam mundurowych ;p). Tym razem grzecznie podeszli i zwrocili mi uwage ze stoje za blisko budunku i ze moge podgladac kogo wybieraja glosujacy..echh. Oczywiscie nic nie dalo sie zobaczyc, ale nie chcialo mi sie wchodzic w bezsensowna rozmowe, a i tak Memory z ktora
przyszlysmy skonczyla juz glosowac. Na znak, ze sie juz glosowalo zamalowywuja prawego kciuka gencjana.
Nie znam sie na polityce i nie wiem czy sytuacja w kraju moze sie jakos diametralnie zmienic po wyborach. Mam nadzieje, ze bedzie spokojnie. Jest trzech kandydatow. Jutro bedzie wiadomo cos wiecej.

Po drodze do lokalu wyborczego spotkalysmy tego ufoludka :D

Obustronnie zadziwieni :D

Zaczne od nich, chyba bedzie krocej:)

1.. Nie wiem czemu ale smieja sie ze mnie jesli uzywam, kawalka materialu czy chustki po Pauli, przewiazanej w szlufkach na pasek u spodni. Jak to widza to reaguja smiechem jakbym zrobila cos glupiego :) Starsze kobiety zaslaniaja usta rekami i chichocza do siebie. To przeciez na glowe a nie na tylek :p, ale co zrobic jak spodnie opadaja? :D
2.. Cala ja to dla nich 'zdziwko' ;) To ze dzieci ocieraja sie o mnie to codziennosc, ale one caly czas nie moga wyjsc ze zdumienia nad moimi pieprzykami. Dotykaja je i pytaja sie co to. Ostatnio tez wpatrywaly sie zaciekawione w moje przeswitujace pod skora zyly. Te odwazniejsze dotykaja wlosow. Glaszcza je i czesto mowia ze tez by takie chcialy miec. Ale z wlosami to dluzsza historia. Dzieci zwykle maja je krociutko obciete lub scisle poplecione przy skorze. Czesto tez z lysymi plackami na glowie po wypalaniu gnid. Dluzsze wlosy sa oznaka lepszej pozycji ekonomicznej (w koncu trzeba miec warunki by utrzymac w czystosci i ladzie takie wlosy). Starsze dziewczyny jesli je stac to uzywaja specjalnych past do zmiekczania i rozprostowywania wlosow. Czesto tez nosza peruki. Zwykle czarne dlugie proste wlosy lub pokrecone w rowne spiralki. Nie dziwie sie ze ich uzywaja. Ich wlosy sa twarde i pokrecone tak ze nie da sie ich zwyczajnie umyc i uczesac. Ktoregos dnia przymierzylam taka peruke..o Chryste to gorsze niz czapka, biorac pod uwage zar z nieba, nie wiem jak one w tym wytrzymuja...ale wiem ze to kobiety i chca jak wszystkie ladnie wygladac..


No dobra, to teraz co mnie wprawia w zdumienie, zaciekawienie.. Nie bedzie zadnej kolejnosci, zwyczajnie co mi sie przypomni:

1.. Chlopcy trzymajacy sie za rece. Idac ulica czesto mozno zobaczyc dwoch chlopakow, mlodych facetow trzymajacych sie za rece. Nie jest to zaden przejaw homoseksualizmu tylko okazywanie uczuc wzgledem swojego kumpla, przyjaciela. Juz do tego przywyklam, ale na poczatku takie pary' bardzo zwracaly moja uwage.
2.. Lodowki na klucz. Nawet w naszym domu taka stoi. Chyba tylko takie produkja..mozna sie zastanowic dlaczego?
3.. Nogi mojej zony naleza do jej meza. Dziewczyny i kobiety jesli chca byc uznawane za szanujace sie nigdy nie odslonia kolan. Citengi czy spodnica zawsze siegaja okolic kostek.
4.. Co rusz jak nadarzy sie okazja dzieci wymalowywuja sie na bialo. Twarz i odslonieta skore. Najczeciej kreda. Lubia udawac ze sa biale.
5.. Maja telefony nie maja ich gdzie ladowac. Czasem przychodza i prosza o podladowanie w naszym domu. Czesto laduja tam gdzie sie da. Na przyklad w kosciele czy szkole. Komorki maja bez abonamentu tylko na talktimy zasilajace konto. Kupony doladowywujace zaczynaja sie od 5tys kwacha do 50tys kwacha, przeliczajac to ok od 3,5zl do 35zl.
6.. Mile jest ze jak sobie cos zrobie, potkne sie, ukuje, przewroce cos to ludzie wokol zaraz mowia sorry sorry sorry i brzmi to jakby naprawde im bylo przykro. To moja wina ze ide jak slepa i nie patrze pod nogi, ale oni bedac ze mna czuja sie w jakis sposob za mnie odpowiedzialni.
7.. Kolejna mila rzecz to sposob w jaki sie do mnie i czesto tez do siebie zwracaja. Uzywaja zwrotu 'madam'. Good morning madam, how are you madam. I have question madam :) itd.. Drugi taki zwrot to przedrostek Ba przed imieniem czy funkcja np. Ba Jola, Ba Sister takze oznacza szacunek.
8.. Jako biolog nie powinnam sie temu dziwic, ale zwrocilo to moja uwage :) Czarna skora gdy sie goi to jest biala. Nasze dzieciaki czesto poobijane, ze zdarta skora wiec mam okazje sie przypatrzec, ze pod strupem i wokol niego jest biala skora. Dziwnie to wyglada, jeszcze bardziej rzuca sie w oczy.
9.. To chyba jakies zjawisko przyrodnicze... jak jest bardzo goraco to rozchodzi sie dzwiek jakby z jakiegos przekaznika radiowego, nie umiem tego lepiej opisac..takie bzyczenie i tylko przy wysokich temepraturach..nazywaja to 'nienie'
j.. Znacie netball'a? Dziewczyny zawolaly mnie zeby z nimi pograc. Widze dwa kosze i pilke do koszowki to ide na pewniaka. Zaczynamy, dostaje pilke, kozluje a one w smiech :D Netball to nie basketball. Poszukajcie w necie bo za dugo opisywac :)
k.. Give me my money. To slowa ktore slysze kazdego dnia. Na poczatku bylo we mnie duzo zlosci, gdy to slyszalam. Jak to your money? Teraz wiem ze one nawet dokladnie nie rozumieja co mowia. Nauczone automatycznie powtarzaja, majac nadzieje ze cos dostana. Nie daje niczego, jesli nie chce dac. Nauczylam sie mowic Awe=No=Nie.

Cytat

"The greatest gift I can give you is to guide you to discover the world of learning for yourself"

Wiadomosc z zeszlego tygodnia

W glownym miescie prowincji Luapula, w Mansie, dwie muzungu pobily rekord w smazeniu paczkow :)

W nocy z dnia 22 na 23 pazdziernika nijaka Jola i Asia usmazyly 109 paczkow z okazji uczczenia 44 rocznicy odzyskania niepodleglosci przez Zambie :) (24.10.1964) Paczki trafily do dzieci z oratorium w Chimese Parish :) ..ku wielkiej radosci wolontariuszek :D

Ponizej fotorleacja ze wspolnego swietowania :)
konkurs taneczny i skecze :)

Monday 20 October 2008

Samfya Welcome

18.10.2008



czulam ze wole zostac w domu ale wbrew sobie pojechalam..w koncu plaza i woda.. i tak jak przepuszczalam nastroj na wyoutowanie. Ale nawet taki nastroj przyciaga ludzi. W grupie z Luwingu znalazla sie Rebeca


kobieta po przejsciach, ktora przyblizyla mi realia zycia w Zambii z perspektywy zony. Sama wychowuje czworke dzieci z pensji nauczycielki (na polskie jakies 330 zl) Baardzo ciekawa osoba. Dluga rozmowa, wiele do myslenia, spacer, zbieranie bialych kamykow.. mnostwo w miedzy czasie rzeczy ale na tyle nie istotnych, ze nie ma sensu ich pamietac. Moze tylko to ze piasek byl tak goracy jak jeszcze nigdy w moim zyciu. Poparzylam ciut stopy wiec rzucilam sie do wody. Poplywalam i 'powalczylam' z miejscowymi dzieciakami na ochlapywanie :D Spotkalam znowu te dwie holenderki i pouczylam sie bemba. Jedzenie rekoma staje sie juz moja druga natura :) a przyciaganie chetnych na fotografowynia nie wywoluje odruchu wymiotnego ;p szczegolnie ze potem ciesza mnie ogromnie takie fotki :)


Mam tez cos specjalnie do zbioru owadow ;p dla Wydzialu Biologii przy Iwickiej , lodke dla Kuby ;), rower-nie wiem czy finski ;p-wraz z plaza dla Rudzielca, a reszta sie podziecie ;D

wieczorem..

16.10.08

powoli sie sciemnia (w jakies 20 min ;p). Delikatnie rozmazane obloki chyla sie ku dolowi. Siedze na ziemii. Przede mna centralnie mocne zielone drzewo, ponad nim mnostwo nieba. Pachnie kwiatami. Temperatura optymalna, czyli citengi i t-shirt. Zza plotu odglosy bawiacych sie wioskowych dzieci...
powtarzalnosc bywa piekna

A co nowego w oratorium

16.10.08

Wrocila siostra Maria wiec, ruszyly zajecia w grupach. Za mna juz dwa creativy (czyli zajecia plastyczne) i jeden movie ;p. Wszystko z Dominikiem (ok. 50 dzieci od 8 do 12lat). Na pierwszy ogien zwykle kredki. Rozdalam im male karteczki z napisana nazwa jakiejs rzeczy po angielsku (zeby sie jednoczesnie uczyly jezyka) i mialy ja narysowac. O dziwo byl spokoj i porzadek a rysunki niektorych sa naprawde nieprzecietne. Drugie zajecia to juz bitwa. Chcialam sprobowac pracy zespolowej i to byl moj blad. W kazdej grupie znalazl sie jakis lider, ktory zagarnial cala przestrzen kartonu tylko dla siebie. Wrzawa, narzekanie i bez sensu, wiec szybko przynioslam po kartce dla kazdego za co prawie nosily mnie na rekach ;p. A co do tematu prac to siostra im chyba cos zle przetlumaczyla, bo malowaly glownie domy, a mialy byc rozne rzeczy. Ale z drugiej strony fajnie bylo popatrzec jak jedna rzecz mozna odwzorowac w odmienny sposob.

A jesli chodzi o video to "Zaczarowany olowek" zaczarowal dzieci :D. Dawno tak nie wypoczelam, gdy one radosne momentami, az pialy z zachwytu, by pozniej prosic po raz drugi, trzeci itd. ten sam odcinek. Chyba dzieci w tym wieku tak maja, ze lubia ogladac i czytac te same rzeczy. Ja NIE :) Co nie zmienia faktu, ze to jedna z wiekszych przyjemnosci patrzec na nie gdy
podazaja wzrokiem za akcja na ekranie. A co do "zaczarowanego olowka" to akurat trafilam na odcinki, gdy podrozuja do odleglych krain i spotykaja czarnoskorych hehe. I wlasnie te odcinki najbardziej przypadly im do gustu :)

Cytat wolonatriuszki z Azerbejdzanu..

inne miejsce te same odczucia..

"Przy wyjezdzie z domu najbardziej obawialam sie tesknoty za domem, przyjaciólmi.. (...) ale czym jest rok tesknoty w porównaniu z reszta zycia? Boje sie, ze prawdziwa tesknota zacznie sie dopiero po powrocie do domu.."

Juz przychodza mysli, ze czas tak szybko leci i ze bedzie go tylko za malo.

But now I'm in Africa.. from head to toe just like my heart and my soul!!!!!

Saturday 11 October 2008

Migawki

"Raz smutni, raz weseli, czesto calkiem pogubieni.."


Przezylysmy nalot! ;P

10.10.08

Wczoraj pierwsza niesamowita burza, a wraz z nia powrot wszelkiego zycia. Do naszych drzwi dobijalo sie tysiace ciem (cmow?). Uchylenie ich na chwile spowodowalo wirowanie calego naszego salonu :) Deszcz - infula - oczyszcza.. powietrze, ziemie i moj umysl. Wzielam rower i w najwiekszych strugach deszczu zmagalam sie z siekajacym deszczem. Rewelacja. Objechalam boiska i reszte misji. Ludzie schronieni pod daszkami kibicowali mi hehe, chyba tez cieszyli sie z deszczu, ktory byl po raz pierwszy od zeszlego kwietnia. Myslalam, ze nie dojade do domu, zmoknieta do ostatniej nitki. Totalnie nic nie widzialam, nawet nie moglam otworzyc oczu bo tak walilo, do tego blyskawice i smagajace porywy wiatru. Sila zywiolu przy ktorej jestesmy tacy
malutcy. Te opady to jeszcze nie pora deszczowa (rain season) to tylko zmiana klimatu.. na cieplejszy :p wieje z polnocnego-zachodu, wiec z samego goracego srodka Afryki.

Wychodzac dzis z domu stapalam po 'dywanie' utkanym ze straconych skrzydelek tych nocnych motyli. Dzieci natomiast przyklejone do ziemii wylapywaly pendraki, ktore wyczolgiwaly sie na powierzchnie po deszczu, smakowe z inszyma ;P



ps. Ciekawe co Kuba porabia w piatek ;)

buziaki za murow

Jak ja jestem to nigdy nie moze byc normalnie ;)

08.10.08

Pazdziernik to zapowiadany najgoretszy miesiac w roku tuz przed listopadowymi deszczami. I co. I dzis 8.10 spadl pierwszy deszcz. Dawno sie tak nie cieszylam na jego widok. Tuz przed zerwala sie wichura, potem sie sciemnilo, walnelo pare piorunow i.. pokapalo..W Ugandzie juz pada, wiec u nas tez pewnie niedlugo na dobre sie rozpada. Takie wydarzenie trzeba bylo uczcic, jednoczesnie dezynfekujac gardlo na wypadek przeziebienia ;D Szot zubrowki i polski korniszon kupiony w miejscowym supermarkecie. Jest to jedyny polski produkt dostepny w Mansie, a moze i w calej Zambii. Teraz uszczesliwona calym dniem, swietowanymi urodzinami ksiedza Michala po
trzykroc ;p, niespodziewanym i oczekiwanym uslyszeniu Rudej.. moge zasluzenie pasc. Wiec padam. papa :) spijcie dobrze!

Kto Ty jestes?

07.10.08

Na pytanie kim jestes? Bez zastanawiania odpowiadam - muzungu.

afryka dzika

ale dopiero takie cofniecie pozwala dotrzec do waznych rzeczy o sobie samym, rownoczesnie tez pozwala na nauke i rozwoj.. taki maly paradoks..
zakopujemy sie w swiecie pelnych rzeczy, informacji, pospiechu i
stajemy sie wyspami, samotnymi wyspami

Narzekam i.. chce byc blizej

Mogliscie zauwazyc jak narzekam na afrykanczykow, jak ich moze i krytykuje..ale maja cos w sobie, nawet te 'leniwce' ;) moze to tajemniczosc zupelnie innej kultury..

to nie sa przyjaciele to sa postacie z zycia, z powiesci, chcesz ich poznac, odgadnac co w sobie maja..a i tak za kazdym razem cie zaskakuja, niby myslisz 'juz wiem' by zaraz nie wiedziec niczego. Czasami sa tacy, ze czuje sie tak bezpieczna jak nigdy w zyciu, a czasem tacy, ze gdybym sobie pozwolila bylabym smiertelnie przerazona. Znow to afrykanskie 'czucie'..

ZAMBIAN HITS ;)

Moje cialo porywa zambijska muzyka.. polaczenie raga z dyskotekowymi hitmi :D (nie znam sie na muzyce, wiec wybaczcie moj opis :)

Jest fajna piosenka o spotkaniu sie w koncu, zgaszeniu swiatel i rozmawianiu w ciemnosci do nastepnego dnia.. a zaczyna sie I love you babe... hehe juz mi chodza bioderka :D

Jeszcze..

na nic nie zachorowalam, nie zniechecilam sie, nie wywalili mnie choc juz straszyli deportacja :) i przyzwyczailam sie juz do nowego miejsca.

Choc duzo jeszcze do odkrycia, zrozumienia, przezycia, czucia...

duzo rzeczy tu czuje.. taka chyba roznica miedzy Afryka a Europa, tam sie duzo wie tu sie duzo czuje

Czuje tu jak budzi sie we mnie pociag do sztuki, cos siedzi we mnie w srodku i chce na zewnatrz. Zdjecia owszem, ale jestem bardziej tu za reportera niz artyste, co zaczyna mi ciazyc. Probuje pisac.. ale to jeszcze nie to. Szyje, ale na razie narzucone formy, szukam ujscia.. ale fajne jest to uczucie jak czujesz w srodku jak buzuje.

Monday 6 October 2008

Jestem w szoku..

4.10.08

ile w ciagu jednego dnia moze sie zdarzyc..

Tyle, ze usiadlam z oporami do pisania, bo wiem ze wszystkiego nie jestem w stanie pochwycic i zamknac w slowach. Ale od poczatku..
Dzis sobota, dzien wolny od pracy, skorzystalam z zaproszenia Winni (nauczycielki w przedszkolu i mojej uczennicy ;P) i wybralam sie na wycieczke nad Wodospody Mumbulumba, oddalone od Mansy jakas godzine drogi samochodem. Zbiorka o 6.30, wiec zwleklam sie po 5, ale glupia nie pomyslam o african time :) Zaladowana po brzegi odkryta polciezarowka ruszylismy dobrze po 7. Ja na pace z rozspiewanymi dziecmi i paroma nauczycielami (wszyscy oni ze szkolki niedzielnej). Na miejscu oczywiscie mnostwo zdjec (zostal mi poglos w glowie- yora, yora od ich nawolywania mnie by pstryknac fotke). Ale mnostwo tez nowych wrazen i przemyslen. Kilka rzeczy, sytuacji
mocno zapadlo we mnie. Pierwsza taka rzecza to to w jaki sposob odbyl sie posilek. Gdy ja poszlam zwiedzac i pstrykac, dziewczyny zostaly i zrobily obiad. Rozdawaly go na poczatku wedlug wieku, czyli maluchy pierwsze a potem cala reszta dzieci. Po nich ja dostalam na dwoch pelnych talerzach inszyme, gotowana kapuste z pomidarami i suszone rybki. Usiadlam i zaczelam jesc, by pochwili zrobilo mi sie cholernie smutno. Cala reszta nie nakladala juz sobie na talerze tylko wszyscy oni usiedli wspolnie do garnkow. Ja siedzialam tuz za nimi a czulam sie jak na innej planecie. Kto mnie dobrze zna, wie ile znaczy dla mnie wspolny posilek, jest symbolem wspolnoty, braterstwa, dzielenia sie, sprawia ogromna radosc i przyjemnosc. Bardzo nie lubie jesc sama. Mysle, ze to ich zachowanie wynikalo z potraktowania mnie jak goscia...Moze powinnam do nich dolaczyc, ale jak tu dolaczyc jak moje talerze polozyli na kamieniu z boku. Zastanawiam sie z czego tak naprawde to wynikalo. Czy ja 'gosc' - mam zaszczyt najesc sie ze swego talerza, czy ja
'obca' - nie dostapilam tego zaufania by jesc z jednego garnka. Nie wiem czemu ludzie, ktorzy wyrosli w tradycji jedzenia ze wspolnej miski, nie postepuja tak z ludzmi z innych kultur. Czy osobne talerze to jakas kultura nadrzedna?? Czy to kwestia nie krepowania, wkladanymi rekami do jednego pozywienia? Czy troska bym napewno sie najadla? Czy moze poczucie, ze jest
to cos co laczy tylko ludzi z danego kregu? Tak naprawde, to mysle ze chcieli mnie dobrze ugoscic. Rozumiem..chyba.. ale ja chce razem..wiem, wiem to moje europejskie i rownosciowe myslenie.. A co do jedzenia rekami to jest zupelnie inna nowa jakos :) na serio bardziej smakuje :) sprobujcie :p Na koniec posilku znow ryfa. Przynioslam ze swego 'wygnania' troche jedzenia, ktore mi sie juz nie miescilo i znow sie fatalnie poczulam, patrzac jak szybko znika. Nie lubie takich roznic miedzy rownymi ludzmi. To cale specjalne traktowanie bardzo mi ciazy. Powinnam patrzec na to ze tak juz jest i dac im mozliwosc poczucia sie gospodarzami..ale jakos we mnie tam w srodku cos sie nie godzi z taka koleja rzeczy.

No dobra, ale to jeszcze nie koniec wrazen :P Odwazylam sie i weszlam do wody, pomimo wiedzy o kilkumetrowych glebokosciach. Woda bardzo przyjemna. Jeden chlopak mnie wspieral i ratowal jak spodnie zahaczyly mi o jakis kij w wodzie i malo nie poszlam pod wode. Bylo troche paniki i rozdarte spodnie (tu specjalne sciski dla Madzika), ale by sie nie zniechecic (po raz kolejny w zyciu do wody) przeplynelam jeszcze pare razy w te i w na zad (nie wiem jak to sie pisze :P) Dolaczyly do nas dwie muzungu, holenderskie wolontariuszki ze szpitala w Mansie. Po kapieli owinieta w citenge rzucilam spodnie na jakis krzak by wyschly i poszlam z dwoma nauczycielami do pobliskiej wioski. Takiej 'wiejskiej wiejskiej' wioski :D Zrobilam pare zdjec za pozwoleniem, ktore wzbudzily salwy smiechu u fotografowanych :) i kupilismy kasabe (tute, maniok) i suszone gasiennice motyli.
Podobno teraz jest na nie sezon, tuz przed pora deszczowa. Caterpillars (gasiennice) suszy sie posolone na sloncu - nie jest to najbardziej humanitarna smierc :p. Byly bardzo dobre same, ale generalnie dodaje sie je do sosu z pomidorow i przyprawia na ostro papryka. Jadlam tez tradycyjny zambijski owoc - kasongole. Owoc ten ma twarda skorupke, z ktora miejscowi radza sobie rozbijajac o jakis kamien. W srodku znajduje sie kilka pestek otoczonych wodnistym miazszem. Smak dobry, tylko duzo zachodu a malo owocu :p. Podczas drogi na wodospody dzieciaki podekscytowane krzyczaly - amasaku, amasaku..
to tez regionalny owoc. Podobno do tej pory widzialy je tylko zerwane i sprzedawane na straganach w miescie..mieszczuchy :p.
Przed odjazdem zerwalam pare pieknych i w pierwszym momencie tajemniczych
kuleczek z drzewa... byla to slicznie zastygla zywica.

No i czas wracac. Na pace bylo cholernie ciasno. Na dodatek zabralismy z drogi jeszcze jakiego faceta z trzema oponami od ciezarowki, bo mu sie popsuly. Rzadko tu cos jezdzi, wiec niewiadomo kiedy nadarzylaby mu sie kolejna szansa dostania do miasta. Siedzialam na samym wylocie, glowy mi prawie nie urwalo, moja 'nigdy wiecej biala' koszulka pochlonela chyba caly kurz i brud z otoczenia, wlosy stanely sztywno deba :) ale nie to bylo kwintesencja drogi powrotnej. Podobno mialam ogromne szczescie. Mogli mnie zamknac, pobic i deportowac. Nie ma prezydenta, wiec rozne bojowki czuja sie panami sytuacji. Bylam twarda i teraz nie wiem czy to dobrze czy zle. Ale o co chodzi.. Ciut nieswiadomie zrobilam zdjecie rozkraczonej ciezarowce na drodze, powinnam sie kapnac, ze spodnie w kamuflaz i zielony T-shirt cos znacza. Byli to zolnierze. Jeden wyskoczyl z morda z krzakow. Niby mial racje, ze zakazane fotografowanie obiektow wojskowych. Ale ja nie chcialam mu dac aparatu, czulam ze bym juz go wiecej nie zobaczyla. No i zaczelo sie. Szarpanina, chcial na sile mi zabrac, nie spodziewalam sie tego i nie czulam jeszcze powagi sytuacji. Nie dotarly do mnie afrykanskie realia. Pozniej nasz kierowca powiedzial, ze jestem wyjatkowa szczesciara, ze nas puscili wolno. Sama nie wiem jak powinnam sie zachowac, ale mundurowi nie robia na mnie wrazenia. Teraz mysle, ze dobrze ze nie stracilam aparatu, ale czy w razie co bylby wart zamkniecia w ciupie? Naprawde moga wszystko. Na dodatek nie mialam przy sobie dokumentow, a czesc z nich byla pijana i 'naspawana'. Nie wierzyli mi, ze skasowalam zdjecie z nimi, a ja nadal nie pozwolilam tknac aparatu. Bylam bardzo stanowcza i opanowana, mimo ze juz kazali mi wysiadac, nie ruszylam sie. Miedzy nimi tez byly jakies sprzeczki. Jeden
mnie sciagal z paki a drugi odrywal tamtego. Skonczylo sie rozejmem, ze chca obejrzec wszystkie zdjecia z aparatu. Siedzialam i wyswietlalam pokolei...i tu zaczela sie przemiana. 'Lider' zamieszania przestal krzyczec i zaczal normalnie do mnie mowic, pytac co robie w Zambii.. Dzieciaki mnie chyba uratowaly, ich wesole miny na zdjeciach z przedszkola, lekcje z
nauczycielami i cala moja wolontaryjna praca zmienila jego nastawienie. Nie
chcial ogladac dalej i powiedzial, ze wszyscy powinni sie kochac, ze niech bedzie milosc miedzy Zambia a Polska. Powtarzal kilka razy cos o milosci. My odjechalismy. Pareset metrow dalej nasz kierowca sie zatrzymal i to wlasnie on dal mocno do zrozumienia czego uniknelismy. Twarda Jola, czy glupia?

Wiedzialam, ze ja gdzies dojde dzieki moim zdjeciom...wsadza mnie do ciupy hehe. Uff, ze po wszystkim. Nie wiem czy sluszna byla moja reakcja, ale nie umiem poddac sie agresji. Punkowe czasy wyrobily we mnie automatyczny opor i dzis pomoglo, nic nie stracilam..zdjec, zdrowia, wolontariatu..
A chwile wczesniej, jadac na tym trucku, myslam sobie o tym jak sielsko i przyjemnie mozna zyc nawet tu w Zambii. Poczulam tez czyjas dlon na ramieniu. Tak mocno, ze odwrocilam sie by sprawdzic kto to. Nikogo nie zobaczylam, ale nadal czulam. Czyzby Anioly daly znac o sobie?

pierwszy piatek miesiaca..

3.10.2008

wiec msza o 16, razem z dziecmi z oratorium. Lepiej nie mowic co oni tam wyrabiali :p Jak tylko usiadlam to mala dziewczynka zlozyla sie na moich kolanach i zasnela. Wycieralam jej skroplony pot z czola, podpieralam i sama sie bardzo wyciszylam. Ogarnal mnie przyjemny spokoj wynikajacy z poczucia opieki nad tym malenstwem.

A wieczorem kolejna chwila wyciszenia, gdy zajrzalam jak idzie chlopakom z tylu szkoly na budowie. Siedzieli we trzech nad ogromnym ogniskiem. Ognisko nietypowe bo w gigantycznej prostokatnej jamie w ziemii, wykopanej pod budowe czegos. Z jednej ze scian wystawal glaz, ktory trzeba bylo usunac. Metoda bylo podlozenia ognia pod kamieniem tak by go zczarnic a potem skruszyc. Siedzac tak sobie i wpatrujac w kilkumetrowe plomienie nauczylam
chlopakow paru slow po polsku. Zabraklo mi do tego obrazka pieczonych kielbasek ;) tego nie mialam, wiec przynioslam chleb ale oni jak tylko go zobaczyli to pochloneli bez zastanawiania sie nad pieczeniem ;)

A propos kielbasek.. ja nadal bezmiesna :) ryby pyszne i dwa razy w tygodniu, wiec sie trzymam wciaz moich przekonan, no i odzywka bialkowa raz w tygodniu (goraco pozdrawiam Ewe, Lukasza i Franka :)

Friday 3 October 2008

Pytacie, wiec odpowiadam :)

Nie gloduje i mam jeszcze w co sie ubierac, ale jak macie ochote mi cos podeslac to bedzie mi bardzo milo. Kurde, chyba nigdy nie dostalam paczki dla siebie :P Niedlugo bede wiedziec czym mozna wspomoc mnie, a raczej moje dzieciaki, wiec napewno napisze o tym. Moze ktos pamieta jak zrobic mase solna? :P
Mi osobiscie przydalyby sie filmy, stare filmy, mam ochote na Stowaryszenie umarlych poetow, Przed wschodem slonca, Anie z Zielonego Wzgorza. W ten weekend po dluzszej przerwie sobie cos obejrze. Asia jedzie na wycieczke, wiec wpadajcie, chata wolna :)..cholercia ale tesknie za Wami.
Z innych rzeczy to brakuje mi kontaktu z przyjaciolmi, jak mozecie to piszcie co u Was, czytam to z zapartym tchem i usmiechem na ustach. Znaczycie dla mnie bardzo wiele. Codziennie przewijacie sie w moich myslach i snach (czy ktos spodziewa sie dziecka? takie przeczucie, ze bedzie jakas mala dziewczynka ;P), patrze na rzeczy od Was i trzymam za Was kciuki. Wisicie na moich scianach, razem z Palacem Kultury, buddyjskim rozancem i lapaczem snow.
Dostalam pierwsza pocztowke i szla tylko 10 dni z Laponii, wiec w poprzednia sobote wrzucilam CD ze zdjeciami i modle sie by dotarlo do celu. Tak bym chciala sie wszystkim podzielic.. Czasami mysle ze czlowiek zmienia miejsce zamieszkania i zaczyna nowe zycie, z nowmi ludzmi, ale ja tak nie mam. Jestescie nieodlaczna czescia mnie, niezaleznie na ktorej polkuli jestem. Kuba zwrocil mi uwage ze patrzenie pod nogi znaczy dla niego teraz zupelnie cos nowego, tak i ja podnosze wieczorem glowe, patrze na ciche, spokojne niebo i usmiecham sie do Was. W koncu miejsce pietki jest na dole (tudziez w dole :P)

Przychodza rozne mysli

Zamyslilam sie nad zrobionymi przeze mnie zdjeciami dzieciom z przedszkola. Po kilku minutach mogly ciut o mnie zapomniec a ja to wykorzystalam ;) Udalo sie uchwycic fajne chwile, emocje, cos z ich wnetrza...cos czego nie da sie zrobic z dziecmi z oratorium. Te sie rzucaja i nie ma szans na inne niz pchajace sie aparatu twarze, rece, nogi..I tez przyszlo mi do glowy, ze tym pierwszym latwiej pomoc, zebrac na nie pieniadze, pokazac jakie sa sliczne, kochane a dla tych 'moich' oberwancow chyba duzo trudniej. Po pierwsze nie lubie fotografowac ich biedy, a po drugie to co bym chciala w nich sfotografowac i co mogloby wplynac na wyjecie portfeli ludzi gdzies daleko stad nie da sie uchwycic, bo dostaja szaleju na widok aparatu. Ale tak samo z kredkami, papierem, pilkami.. walcza o wszystko. Te dzieci to zupelnie inni ludzie..
Przed chwila czytalam... uwielbiam czytac, jest to jedna z wiekszych moich przyejmnosci, dla mnie oczywista, a wielu tutaj nigdy nie przeczyta zadnej beletrystyki. Maja swoj swiat a ja jestem z zupelnie innego swiata. Porownania nie maja sensu i nie sa potrzebne, ale swiadomosc roznosci zmienia mnie. Wychowana w Europie nie mialam pojecia jak gleboko odmienni moga byc ludzie.

Proud Jola ;P

Zostalam zasluzenie pochwalona za moje zdolnosci krawieckie hehe. Wlasnie jestem po pierwszej lekcji u Obeta. Nie tracil czasu i wrzucil mnie na gleboka wode. Dal mi do uszycia sukiennke dla malej dziewczynki :D jest juz prawie gotowa i wyglada! jak sukienka hehe. Oczywiscie on wykroil, ale cale szycie moje. W piatek kolejne wyzwanie ciekawe co wymysli tym razem. Jestem tez po pierwszych zajeciach komputerowych z nauczycielami. Zawsze bronilam sie rekoma i nogami przed nauczaniem a okazalo sie ze moze to byc bardzo ciekawe. Na koniec zajec uslyszalam ze bylo bardzo bardzo interesujaco i ja sama czulam ze udalo sie dopasowac zajecia do grupy, ze naturanie wypadlo troche sleczenia, kombinowania, wrocenia do matmy z podstawowki (jak
obliczyc 12% z 15246 przy uzyciu kalkulatora hehe) troche zabawy z wygaszaczem i zmiana pulpitu.
Pierwsze zajecia z zywienia tez juz za mna. Klasa 20 osobowa, glownie mlode matki i paru chlopakow. Poczatek sztywny, ale sie rozkrecilam i juz pod koniec 'wkrecali zarowki' jak w podstawowce :D a takze malowali wszystko co im przyszlo do glowy na temat herbaty. Mialo byc o herbacie a wyszlo jak zwykle hehe czyli byly domy, kroliki, serca, kwiatki, autobusy... widac ze
sprawialo im przyjemnosc malowanie, pewnie nie czesto maja taka mozliwosc. Nastepne zajecia o kawie :)

thanksgiving day

17 pazdziernika obchodzony jest Dzien Wdziecznosci. Z tej okazji losujemy 'tajemniczego przyjaciela' i go obdarowywujemy w tym dniu. Przypomnialy mi sie Mikolajki na Iwickiej (ale bylo fajnie;) Ja razem ze staffem ze skillsu. Juz wylosowalam osobe teraz zdaje sie na swoja nieograniczona ;P wyobraznie hehe

Na biezaco

pare zdarzen z ostatnich dni..

Pierwsze to oratorium, do ktorego wloke sie prawie codziennie zmeczona zajeciami i sloncem, by po chwili szalec i sama promieniec. Uwielbiam te dzieciaki, nie jedno czy drugie, ale wszystkie razem. Maja cos takiego ze mija zlosc, zniechecenie i zmeczenie. W ich twarzach poznaje Boga. Sa czasem jak male diabelki, czasem jak diably wcielone, zawziete, samolubne, nieposluszne, testujace nas, ale we mnie pozostaje po szybko przeminietym smutku, zlosci, niezrozumienia sama milosc. Za nic. Sa niesamowici, a moze to ja tak reaguje na dzieciaki, ktore od poczatku maja pod gorke, wiekszosc z nich paleta sie caly dzien, w oczekiwaniu na popoludnie z nami. Nie wiem
kto bardziej kogo potrzebuje, one nas czy ja ich..
Zeby nie pisac samych ogolnikow to wrzucam co dzis sie dzialo:

- z najmlodszymi lepilam figurki zwierzat i ludzi z przyniesionej przez chlopakow (gdzies wykopanej?) gliny, byl slon, moj pies, delfin.. fajnie wykorzystuja dostepne rzeczy do zabawy. Szczytem rozwinietej pomyslowosci sa robione z drutu samochody. Wszystko z poskrecanego drutu: drzwi, silnik, maska i to jeszcze jezdzi na wycietych z japonek gumowych kolkach. Ma tez
przekladnie ze moze skrecac..zobczycie na zdjeciach :D 

- ktos przyniosl dzis ze soba cos podobnego tylko ze nie samochod a rowerzyste..byly dwa kolka i przyczepiony pedalujacy ludzik, jak sie popychalo dlugim drutem.. genialne!

- byl tez chory Salomon, ktory jak juz sie u mnie zwolnil zaczal robic salta :P na drugi raz juz nie bede taka naiwna hehe (duzo sie ucze jak postepowac z dzieciakami)

- Aerodesin w uzyciu hehe Bright wyleczony z opryszczki (byle mnie za to nie zamkneli ;)

- football- jestem pierwsza dziewczyna w druzynie! Pilka nozna jest zaje.... zaczelo sie wczoraj jak okiwalam takiego malca (jakby bylo sie czym chwalic hehe) inni to podchwycili i juz gralismy, a dzis sami mnie wolali. Zdobylam bramke to juz jestem gosciowa :P no i jedna tez mi przeszla, gdy chcialam sobie odpoczac na bramce hehe. Na koniec dnia male comeptition w pompkach,
przysiadach i brzuszkach...te blyskawice, ktore ciezko mi dogonic na 'boisku' wymiekaja przy pompkach hehe bedzie wiecej :P

- sa dni ze maluchy hurtowo rycza, jednemu cos sie stanie, potem drugiemu cos zabiora i tak pokolei, podchodze do nich, klade rece na plecach i klatce i skupiam sie by przekazac jak najwiecej spokoju, wyciszenia, ciepla.. nie mija minuta i jest po sprawie..rece ktore lecza hehe

- poranione stopy, odprysniete paznokcie.. ale wtedy o dziwo nie placza..przysypuja piaskiem, utykaja, ale nikomu sie nie zala, nawet same nad soba specjalnie sie nie rozczulaja, ale jak ja to widze to sama ledwo stoje. Kazde z dzieciakow ma jakies blizny po ranach cietych, przypaleniach i te pokiereszowane stopy. Biegaja w wiekszosci na bosaka, ich skora co prawda jest duzo twardsza od bialej, ale jak spadnie cegla ktora taki malec dzwiga, zeby zbudowac sobie samochod to najtwardsza skora nie pomoze..za miekka jestem na takie widoki..

- na zakonczenie dnia, siadam z moja grupa Don Bosco (12-15l) i zanim sprawdze obecnosc wyznaczam ktoregos zeby sie pomodlil, stalym punktem stalo sie tez to ze oni prosza zebym pomodlila sie po polsku, wiec siedze wsrod nich i mowie 'Ojcze Nasz' - wazny moment dnia, by na chwile sie skupic, przestac 'biec' zatrzymac sie i zobaczyc ile dalo sie zrobic. A nastepnego dnia znow sie z nimi spotkac. Przywlec sie ociezale i ganiac za nimi ;).

Sporo tez czasu spedzam w skillsie. Obet uczy mnie nie tylko krawiectwa. Uczy wytrwalosci i rzetelnosci. Gdy w kolejnej probie znow cos ciutke zle przyszylam, tak ze nie bylo prawie widac niedociagniecia, poszlam do niego pewna ze zaakceptuje, powiedzial ze "tak, nie jest to latwe, ale trzeba to zrobic" kurde trafilo do mnie. Wiec sleczalam nad odpruwaniem i zaczynaniem
wszystkiego od poczatku...podoba mi sie ta cecha, robienia jak nalezy, niezaleznie od trudnosci po drodze.

wstaje jak kazdy i jak kazdy ide do pracy od pon do pt. A jednak inaczej..

Codziennie wieczorem totalnie wypruta zbieram sily by nie isc spac o 19. Za oknem od godziny juz ciemno a wszelkie zycie poza uwolnionymi psami i cmami gigantami zanika. Pisze wtedy, czekam na telefon od Kuby i mysle, bo kazdy dzien mimo ze zaczyna miec wyznaczony porzadek (msza/ jedzenie/ praca/ jedzenie/ praca/ kroliki/ jedzenie/ mycie/ spanie.. ostatnio pomiedzy szycie i pingpong) wnosi cos do mojego zycia..mniejsza lub wieksza madrosc..miedzy innymi po to tu przyjechalam.

Dzis zadzwonil ksiadz dyrektor z SOMu, jego glos i to jak przebiegla nasza rozmowa uswiadomila mi ze robie cos na co niewielu sie decyduje, ze to co dla mnie jest takie normalne i oczywiste, ze jestem tutaj w Afryce, robie swoje najlepiej jak potrafie dla innych jest czyms niewyobrazalnym, ze wzbudza podziw. A ja wstaje jak kazdy i jak kazdy ide do pracy od pon do pt. A jednak inaczej.. Milo tez bylo poczuc ze mamy wspacie, my wolontariusze rozeslani po swiecie. W ostatni pt bylo spotkanie tych co wlasnie powrocili z misji. Z pewnoscia bardzo przyjemne chwile, ale jednoczesnie pomyslalam, ze sa juz nastepni na moje miejsce. Nowe zapalone serca, przemierzaja ta droge co ja. Nigdy nie zapomne pierwszych odwiedzin w Somie (buzka dla Aldonki;), Dziadka ktory utwierdzil, ze Afryke mozna i warto kochac i ze mozna dla niej oddac kawalek siebie. Oddaje kazdego dnia, cala energie, wiare, wiedze.. i jest mi z tym super.

Ale nie zawsze tak mysle, czasem zalamuje rece w zderzeniu z rzeczywistoscia, oporem ludzi, inna mentalnoscia, biernoscia.. afrykanczycy bywaja jak muchy w rosole, nigdzie im nie spieszno, wysilek nie jest dla nich, zasypiaja na budowie, to co maja zrobic dzis beda robic przez najblizszy tydzien, nie mysla koncepcyjnie, nie sa przedsiebiorczy, godza sia jak dla mnie zbyt latwo z tym co maja. Moze dzieki temu przetrwali..bo ciezko tu cokolwiek miec..ale jak nic sie nie robi tylko czeka to jak ma cos byc? Czekaja az praca sama do nich przyjdzie. Moi uczniowie to tez nieodosobniony przypadek. Z jednej strony idealni: sluchaja, pisza, nie przeszkadzaja..ale na nastepnych zajeciach okazuje sie ze nic nie pamietaja. Na tescie odpowiedz na dwa proste pytania zajmuje im polowe czasu zajec. Duzo trzeba by zobaczyc choc cien postepu..ale moze tak jest wszedzie tylko do tej pory tego nie zauwazalam. Nastawiona na natychmiastowe rezultaty..

Pierwszy rzut oka na zambijczykow.. czyli paskudne generalizowanie ;)

Jestem raptem tylko miesiac i wiem jak bardzo powierzchowne moze byc moje patrzenie. Ale to co widze to to ze nie sa w moim typie :P hehe zupelnie nierodzinni, oczywiscie maja duzo dzieci, ale nie tworza wspierajcych, partnerskich zwiazkow. Po drugie maja psujaca krew ceche - zazdrosc. Jak ktos ma a ja nie to popsuc drugiemu, zabrac.. Kolejna sprawa tozlodziejstwo. Ludzie je rozumieja i sie nie przeciwstawiaja. Wiadomo, nie ma to ukradl. Przez to wszystko sie nie zaprzyjazniaja, tak lojalnie, uczciwie, z calego serca. Najwazniejszy jest osobisty interes. Gdy ktos umrze, to rodzina przychodzi do domu wcale nie po to by zlozyc kondolencje tylko przywlaszczyc sobie rzeczy po nieboszczyku..taka jest tradycja. Nie rozumiem wielu rzeczy. Nie wiem tez czy to generalnie cecha afrykanczykow czy tylko zambijczykow, ze uwielbiaja bialych. Niewazne jaki bialy. Uwielbiaja bo plyna z tego czesto korzysci. Mozna przy nim cos zjesc, cos dostac lub ludzie cie z nim zobacza, co juz znaczy, ze jestes kims waznym. Nigdy nie wiadomo czy ktos cie faktycznie lubi. Przynajmniej ja tak to czuje. Boli mnie to. Staje sie bardziej pewna siebie. To ich czesto ostentacyjne 'uwielbienie' odbieram jak swego rodzaju odrzucenie. Nikt tak naprawde nie chce MNIE poznac. To mi pozwala nauczyc sie budowania relacji czysto 'zawodowych' , kolezenskich, uprzejmych, ale nie wychodzenia ze wszystkim co mam do wszystkich nowych ludzi.